[center:1a2dcd12d7]Ameryka walczy z plamą ropy[/center:1a2dcd12d7]

32 statki, pięć samolotów i cztery automatyczne łodzie podwodne próbują zapobiec katastrofie ekologicznej w Zatoce Meksykańskiej. Tysiąc baryłek dziennie zatruwa morze

[center:1a2dcd12d7][img]http/bi.gazeta.pl/im/1/7817/z7817801X.jpg[/img][/center:1a2dcd12d7]


Tydzień temu na wieży wiertniczej firmy BP doszło do wybuchu i pożaru. 11 pracowników zaginęło, prawdopodobnie nie żyją. Dwa dni później wieża zatonęła, a z odwiertu na głębokości ponad 1500 metrów zaczęła wydobywać się ropa. Wczoraj plama ropy na morzu miała ponad 1500 km kw. powierzchni i zagraża odległym o 60 km cennym przyrodniczo wybrzeżom stanów Luizjana i Missisipi.

Jednocześnie zdalnie sterowane roboty przypominające niewielkie łodzie podwodne mają w ciągu najbliższych dni zatkać wyciek. Jeśli się to nie uda, potrzebne będzie prawdopodobnie sprowadzenie i zainstalowanie nowej platformy wiertniczej - ale na to potrzeba co najmniej dwóch miesięcy. Dziura w odwiercie jest na szczęście niewielka - wycieka tysiąc baryłek (150 tys. litrów) ropy dziennie. Dla porównania: z tankowca "Exxon Valdez" w 1989 roku do morza wydostało się aż 260 tys. baryłek ropy, która skaziła wybrzeża Alaski.

Przy spokojnym morzu zbieranie takiej ilości ropy nie jest trudne, jednak na północy Zatoki Meksykańskiej wieją silne wiatry i morze jest wzburzone. To powoduje, że ropa zmieszana z wodą morską tworzy bardzo gęstą pianę, którą dużo trudniej jest opanować. Katastrofa może mieć skutki gospodarcze i polityczne. Prezydent Barack Obama zezwolił ostatnio na znaczące zwiększenie odwiertów przy wybrzeżach USA. Teraz awaria platformy BP wywoła nową falę obaw przed negatywnymi skutkami ekologicznymi tego kroku.


Dla WAS Newsman WW^