Pokaż wyniki od 1 do 2 z 2

Wątek: Sobota - Toksyczna miłośc

  1. #1
    Przyjaciel
    Dołączył
    Mon Jul 2008
    Przegląda
    brać kasę?
    Posty
    708

    Sobota - Toksyczna miłośc

    Jedna z najlepszych opowieści Soboty. Na prawdę jestem po wrażeniem jak można takie coś napisac? Z resztą zobaczcie sami!


    Sobota - Toksyczna miłośc jej wersja




    Sobota - Toksyczna miłośc jego wersja





    TEKST:

    Sobota - Toksyczna miłośc jej wersja
    Kod:
    Kiedy on szedł po łuku na*****ił się wódą czystą
    Ona leżała w łóżku i nakurwiało ją wszystko
    Nie chciała go martwić, obarczać swoim bólem
    Za to on się przypierdalał i dopierdalał ją dureń
    Wydzwaniał co noc, pytał - z kim tam ***** leżysz?
    Kiedy wyznała mu prawdę - nie chciał jej uwierzyć
    Znowu dzwonił do niej rano, pytał czy ją zobaczy
    Spędzam dzień kochanie z mamą, musisz mi wybaczyć
    Ona dokłada rozpaczy, zabrania kochać ciebie
    Wciąż walczę z nią, o nas możesz być pewien
    
    Znów krzyk w słuchawce - co ty mi tu pierdolisz?
    Że niby mama zabrania i nie chce ci pozwolić?
    Powiedz, że mnie zdradzasz, przyznaj się, słyszałam
    Mam raka, mam guza i nawet gdybym ***** chciała
    Rady bym nie dała, poza tym w mym sercu tylko ty
    On debil wciąż nie kumał, że ma toksyczny dotyk
    
    [x2]
    Bóg ukrył piekło w samym środku jej serca
    Ból chorób, strach o niego jeszcze to podkręcał
    Nie chciała od niego nic prócz bycia przy nim
    Ten naćpany kretyn nigdy tego nie rozkminił
    Sama żyła ze sobą i swoimi chorobami
    Czekała wytrwała aż on przestanie ją ranić
    Właściwe to gdy oskarżał ją o kolejną zdradę
    Ona kochała od niego bardziej tylko swoją mamę
    
    I tak trwała w tym gównie z toksycznym koluniem
    Radzili jej rzuć to w pizdu, mówiła nie umiem
    Dręczyli się z jej bólem wszyscy bliscy wokół
    Ale gdy była przy nim osiągała święty spokój
    W natłoku myśli zastanawiała się często
    Czy ta toksyczność ją zniszczy czy osiągną zwycięstwo
    I gdy już się wydawało, że są prawie w domu
    On znowu swoim pierdoleniem wpędzał ją do grobu
    Jak ziomuś się skończyły ich wspólne wojaże
    Nie czaję, ale zdaje się, że nie pod ołtarzem
    Już ich nie spotykam razem ani osobno
    Zniknęli, przepadli jak kamień w wodę podobno
    
    [x2]
    Bóg ukrył piekło w samym środku jej serca
    Ból chorób, strach o niego jeszcze to podkręcał
    Nie chciała od niego nic prócz bycia przy nim
    Ten naćpany kretyn nigdy tego nie rozkminił
    Sama żyła ze sobą i swoimi chorobami
    Czekała wytrwała aż on przestanie ją ranić
    Właściwe to gdy oskarżał ją o kolejną zdradę
    Ona kochała od niego bardziej tylko swoją mamę
    Sobota - Toksyczna miłośc jego wersja

    Kod:
    Miał chore jazdy od rana, miał chore jazdy od rana,
    Miał chore jazdy od rana, gdy wstawał odpalał godziana,
    Co powiększało mu shize, i chyba mu się nie dziwie.
    Kochał dziewczynę prawdziwie, tak mocno toksyczną,
    Że kiedy szła ulicą wokół więdło wszystko.
    Mówiła mu że jest chora i chce być z nim szczera:
    Kochanie mam raka, mam guza, właściwie umieram,
    Po czym zostawiała go samego z tym wszystkim na bani.
    Jej sadyzm nie znał barier, nie miał granic.
    Potem się już zastanawiał czy te choroby to prawda,
    Czy tylko kolejna wymówka, na którą dał się nabrać.
    Abrakadabra rzekłbym, bo gdy się mięli spotkać
    Ona źle się czuła, przestawała być słodka.
    Sytuacja odwrotna, gdy szła sama na imprezę,
    Była piękna, błyszczała, pachniała jaśminem i bezem.
    
    Bóg ukrył piekło w samym środku jego serca,
    Ból, strach o lepsze jutro jeszcze to podkręcał.
    Nie chciał od niej nic prócz pierdolonej prawdy,
    Ona się zachowywała jakby to były żarty.
    Sam pisał scenariusze, choć to go zabijało,
    Mawiał: nic o niej nie wiem, samo się napisało.
    Właściwie to gdy w serce wbijała mu sztylet,
    On prosił, błagał skarbie zostań jeszcze chwilę.
    
    Potrzebował jej bliskości, jej słów, jej wzroku,
    Bez tego wszystkiego celą stawał się jego pokój.
    Czasem była w szoku o co chodzi, pytała skarbie
    Skąd w tobie tyle obaw, skąd w tobie tyle zmartwień?
    Jak zwykle normalnie brak czasu tłumaczyła rakiem,
    Po czym on ją spotykał z jej byłym chłopakiem.
    Tłumaczeń było milion, choć się nie kleiły,
    On je poskładał szybko resztkami swojej siły.
    Jak się skończyły ziomuś te ich wspólne wojaże,
    Nie czaję, ale zdaję się, że nie pod ołtarzem.
    Już ich nie spotykam razem ani osobno.
    Zniknęli, przepadli jak kamień w wodę podobno.
    
    Bóg ukrył piekło w samym środku jego serca,
    Ból, strach o lepsze jutro jeszcze to podkręcał.
    Nie chciał od niej nic prócz pierdolonej prawdy,
    Ona się zachowywała jakby to były żarty.
    Sam pisał scenariusze, choć to go zabijało,
    Mawiał: nic o niej nie wiem, samo się napisało.
    Właściwie to gdy w serce wbijała mu sztylet,
    On prosił, błagał skarbie zostań jeszcze chwilę. x2
    PS: Która wersja wam się bardziej podoba?
    Ostatnio edytowane przez Vader ; 10-07-2012 o 21:20

  2. #2
    Przyjaciel
    Dołączył
    Sat Mar 2007
    Przegląda
    Kraków
    Wiek
    31
    Posty
    45
    Mi ta 2 Bo dotyczy płci męskiej wokół galerianki,kur**,hejterzy,ludzie,zwierzeta i złodzieje.
    ,, Grzech za grzech i do przodu ''

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •