PDA

Zobacz pełną wersję : Sobota - Toksyczna miłośc



add!.
27-12-2009, 15:42
Jedna z najlepszych opowieści Soboty. Na prawdę jestem po wrażeniem jak można takie coś napisac? Z resztą zobaczcie sami!


Sobota - Toksyczna miłośc jej wersja


http://www.youtube.com/watch?v=FIbkTD4CNSs

http://www.youtube.com/watch?v=FIbkTD4CNSs

Sobota - Toksyczna miłośc jego wersja


http://www.youtube.com/watch?v=lRRAh1bAJi8

http://www.youtube.com/watch?v=lRRAh1bAJi8


TEKST:
Sobota - Toksyczna miłośc jej wersja


Kiedy on szedł po łuku na*****ił się wódą czystą
Ona leżała w łóżku i nakurwiało ją wszystko
Nie chciała go martwić, obarczać swoim bólem
Za to on się przypierdalał i dopierdalał ją dureń
Wydzwaniał co noc, pytał - z kim tam ***** leżysz?
Kiedy wyznała mu prawdę - nie chciał jej uwierzyć
Znowu dzwonił do niej rano, pytał czy ją zobaczy
Spędzam dzień kochanie z mamą, musisz mi wybaczyć
Ona dokłada rozpaczy, zabrania kochać ciebie
Wciąż walczę z nią, o nas możesz być pewien

Znów krzyk w słuchawce - co ty mi tu pierdolisz?
Że niby mama zabrania i nie chce ci pozwolić?
Powiedz, że mnie zdradzasz, przyznaj się, słyszałam
Mam raka, mam guza i nawet gdybym ***** chciała
Rady bym nie dała, poza tym w mym sercu tylko ty
On debil wciąż nie kumał, że ma toksyczny dotyk

[x2]
Bóg ukrył piekło w samym środku jej serca
Ból chorób, strach o niego jeszcze to podkręcał
Nie chciała od niego nic prócz bycia przy nim
Ten naćpany kretyn nigdy tego nie rozkminił
Sama żyła ze sobą i swoimi chorobami
Czekała wytrwała aż on przestanie ją ranić
Właściwe to gdy oskarżał ją o kolejną zdradę
Ona kochała od niego bardziej tylko swoją mamę

I tak trwała w tym gównie z toksycznym koluniem
Radzili jej rzuć to w pizdu, mówiła nie umiem
Dręczyli się z jej bólem wszyscy bliscy wokół
Ale gdy była przy nim osiągała święty spokój
W natłoku myśli zastanawiała się często
Czy ta toksyczność ją zniszczy czy osiągną zwycięstwo
I gdy już się wydawało, że są prawie w domu
On znowu swoim pierdoleniem wpędzał ją do grobu
Jak ziomuś się skończyły ich wspólne wojaże
Nie czaję, ale zdaje się, że nie pod ołtarzem
Już ich nie spotykam razem ani osobno
Zniknęli, przepadli jak kamień w wodę podobno

[x2]
Bóg ukrył piekło w samym środku jej serca
Ból chorób, strach o niego jeszcze to podkręcał
Nie chciała od niego nic prócz bycia przy nim
Ten naćpany kretyn nigdy tego nie rozkminił
Sama żyła ze sobą i swoimi chorobami
Czekała wytrwała aż on przestanie ją ranić
Właściwe to gdy oskarżał ją o kolejną zdradę
Ona kochała od niego bardziej tylko swoją mamę

Sobota - Toksyczna miłośc jego wersja


Miał chore jazdy od rana, miał chore jazdy od rana,
Miał chore jazdy od rana, gdy wstawał odpalał godziana,
Co powiększało mu shize, i chyba mu się nie dziwie.
Kochał dziewczynę prawdziwie, tak mocno toksyczną,
Że kiedy szła ulicą wokół więdło wszystko.
Mówiła mu że jest chora i chce być z nim szczera:
Kochanie mam raka, mam guza, właściwie umieram,
Po czym zostawiała go samego z tym wszystkim na bani.
Jej sadyzm nie znał barier, nie miał granic.
Potem się już zastanawiał czy te choroby to prawda,
Czy tylko kolejna wymówka, na którą dał się nabrać.
Abrakadabra rzekłbym, bo gdy się mięli spotkać
Ona źle się czuła, przestawała być słodka.
Sytuacja odwrotna, gdy szła sama na imprezę,
Była piękna, błyszczała, pachniała jaśminem i bezem.

Bóg ukrył piekło w samym środku jego serca,
Ból, strach o lepsze jutro jeszcze to podkręcał.
Nie chciał od niej nic prócz pierdolonej prawdy,
Ona się zachowywała jakby to były żarty.
Sam pisał scenariusze, choć to go zabijało,
Mawiał: nic o niej nie wiem, samo się napisało.
Właściwie to gdy w serce wbijała mu sztylet,
On prosił, błagał skarbie zostań jeszcze chwilę.

Potrzebował jej bliskości, jej słów, jej wzroku,
Bez tego wszystkiego celą stawał się jego pokój.
Czasem była w szoku o co chodzi, pytała skarbie
Skąd w tobie tyle obaw, skąd w tobie tyle zmartwień?
Jak zwykle normalnie brak czasu tłumaczyła rakiem,
Po czym on ją spotykał z jej byłym chłopakiem.
Tłumaczeń było milion, choć się nie kleiły,
On je poskładał szybko resztkami swojej siły.
Jak się skończyły ziomuś te ich wspólne wojaże,
Nie czaję, ale zdaję się, że nie pod ołtarzem.
Już ich nie spotykam razem ani osobno.
Zniknęli, przepadli jak kamień w wodę podobno.

Bóg ukrył piekło w samym środku jego serca,
Ból, strach o lepsze jutro jeszcze to podkręcał.
Nie chciał od niej nic prócz pierdolonej prawdy,
Ona się zachowywała jakby to były żarty.
Sam pisał scenariusze, choć to go zabijało,
Mawiał: nic o niej nie wiem, samo się napisało.
Właściwie to gdy w serce wbijała mu sztylet,
On prosił, błagał skarbie zostań jeszcze chwilę. x2

PS: Która wersja wam się bardziej podoba?

onqu
29-12-2009, 03:06
Mi ta 2 :) Bo dotyczy płci męskiej :) wokół galerianki,kur**,hejterzy,ludzie,zwierzeta i złodzieje.:)