PDA

Zobacz pełną wersję : Nawiedzone miejsca w Polsce



Street
20-04-2009, 15:50
Bu! Kto się przestraszył :-P ?? Hehe.. w tym temacie chciałbym zamieścić namiary na miejsca które uchodzą za nawiedzone...

Miejsce- Nowy Sącz

Alchemik z Nowego Sącza
Nocami na rynku w Nowym Sączu spotkać można zjawę człowieka, który w siedemnastym stuleciu uchodził za jednego z najznakomitszych alchemików Europy. To Michał Sędziwój nawiedza miejsca, gdzie spędził swoje lata chłopięce i ponoć pobierał pierwsze nauki.
Kroczy w uniwersyteckiej todze z podniesioną głową, jego postać nie rzuca cienia nawet przy pełni księżyca. Widmowe dukaty, które rozrzuca wokół, padają bezdźwięcznie i znikają nad ranem.
Przepowiednia głosi, że ten kto spotka alchemika, będzie miał szczęście, szczególnie w zdobywaniu wiedzy.

http://psr.racjonalista.pl/img/strony/zuza7.jpg

Miejsce- Golub

Biała Dama z Golubia
Od stuleci zamek w Golubiu ma swojego ducha. jest to zjawa ludziom życzliwa. Na krużgankach i murach pojawia się bowiem Anna Wazówna w białej szacie i książęcym diademie na głowie, doglądając nocami swego starostwa.
Za życia spędziła w Golubiu wiele lat. Zamek podarowany Annie przez jej brata, króla Polski Zygmunta III Wazę, z krzyżackiej warowni został przebudowany na wspaniałą renesansową rezydencję. Anna szybko uczyniła golubski zamek miejscem spotkań ludzi uczonych. Założyła w zamku bibliotekę i ogród botaniczny (to tu podobno po raz pierwszy na naszych ziemiach wyhodowano tytoń), a także aptekę, w której sama warzyła ziołowe odwary i ucierała maści.
Dla swych poddanych Anna była dobrą i łaskawą panią, fundowała nawet stypendia dla zdolnych chłopców. Po jej śmierci w 1625 roku zamek podupadł, a później, podczas szwedzkiego potopu, podzielił los wielu polskich kaszteli.
Biała Dama z Golubia jest jedynym widmem, które materializuje się raz do roku w obecności licznie zaproszonych gości. Kiedy w Golubiu odbywa się słynny bal kostiumowy, a dzieje się to co rok w ostatnią sobotę karnawału, o północy w drzwiach ukrytych w murze staje Biała Dama i spełnia puchar wina wręczany jej przez aktualnego gospodarza zamku.
http://7d.img.v4.skyrock.net/7dd/fleur2807/pics/2134310071_1.gif

Miejsce- Kórnik

Biała Dama z Kórnika
W dawnym Pałacu Działyńskich w Kórniku w pobliżu Poznania pojawia się nocami widmo dawnej pani tego zamku Teofili Z Działdyńskich Szołdrskiej Potulickiej. Jak wyglądała za życia przypomina portret francuskiego malarza Antoniego Pesne, przedstawiający młodą jeszcze kobietę w białej peruce i takiejż krynolinie pochylającą się w dworskim ukłonie.
Nocą tuż przed dwunastą, dama na portrecie ożywa, wychodzi z ram i aż do świtu przechadza się po salach i parku. W rodzinnej tradycji Działdyńskich zachowało się wiele opowieści o pani Teofili, która była daleką prababką tej rodziny. Żyła w wieku osiemnastym. Była podobno niezwykle jak na owe czasy wykształcona, całymi kuframi sprowadzała księgi z Paryża, miała nawet pracownię, gdzie wykonywała doświadczenia chemiczne. Przeżyła dwóch mężów, z którymi nie była chyba zbyt szczęśliwa.
Zdaje się, że pani Teofila, jak wielu arystokratów w owym okresie nie była zbyt pobożna, zaniedbywała praktyki religijne i wiodła spory z miejscowym proboszczem. W obrębie jej dóbr znajdowały się ruiny dawnego myśliwskiego zameczku rodu Górków, którzy niegdyś władali tymi ziemiami. Podobno w piwnicach budowli ukryli oni skarby, powierzając nad nimi pieczę złym mocom. Moc ich mogła być tylko wtedy pokonana, jeśli na miejsce to uda się ksiądz z procesją. musi jednak uważać, aby nie zapomnieć niczego z przepisanych obrzędów, a próbować może tylko trzy razy.
Podobno za czasów pani Teofili trzykrotnie wybierał się bniński proboszcz, aby uwolnić skarby od niesamowitych strażników, ale za każdym razem coś przeoczył. Pani Teofila śmiała się z niego i kazała rozebrać ruiny a celu użyć na budulec. Skarbów nie znaleziono.

http://www.kornik.pl/kornik/www/image/Image/historia/biala%20dama.jpg

Biała Dama z Niedzicy

Na dziedzińcu tak zwanego górnego zamku w Niedzicy i w pobliżu zamkowej kaplicy pojawia się w poszumie gwałtownego wichru kobieca postać w bieli, która wyrasta jak gdyby w nadnaturalnej wielkości zjawę, sięgającą sklepienia. legenda głosi że to duch nieszczęsnej księżniczki z kraju Inków Uminy, która tu w drugiej połowie osiemnastego wieku żyła przez lat kilka jako żona jednego z właścicieli zamku.
W połowie osiemnastego wieku potomek węgierskiej rodziny Sebastian Berzevicy wyruszył do Ameryki Południowej w poszukiwaniu przygód - i zapewne majątku. Po latach osiadł w Peru i tam ożenił się z indianką ze szlachetnego rodu z krwi dawnych władców państwa Inków. Mieli jedną córkę imieniem Umina, która w wieku piętnastu lat wyszła za młodzieńca z równie świetnej inkaskiej rodziny, imieniem Tupak Amaru!!!! (Tupak Amaru pochodzi od słów - Świetlista żmija). W roku 1780 w Peru wybuchło powstanie przeciwko Hiszpanom, a na jego czele stanął krewny męża Uminy. Po upadku powstania Hiszpanie mścili się na wszystkich, którzy brali udział lub mu sprzyjali. Sebastian Berzevicy wraz z Uminą i jej mężem uszli do Europy, zabierając ze sobą część legendarnego skarbu Inków, przynależnego z mocy prawa rodzinie Tupak Amaru.
Ale i w Europie dosięgła ich zemsta Hiszpanów - męża Uminy zasztyletowano w weneckim zaułku. Na krótko przed jego śmiercią Umina urodziła syna. Stary Berzevicy postanowił wraz z Uminą i wnukiem powrócić do zamku nad Dunajcem.Po roku w niedzickim zamku Uminę zasztyletowano na dziedzińcu przed wejściem do kaplicy. Aby ocalić wnuka, Berzewicy kazał go zaadoptować swym dalekim kuzynom Beneszom, przepisując na nich majątek.
Antoni - bo takie imię wymienia się w akcie adopcji - znał tajemnicę swego pochodzenia i skarbu Inków. Na łożu śmierci zaklinał swych synów, aby nie szukali bogactw władców Peru, gdyż ciąży na nich przekleństwo. Uminę podobno pochowano pod kaplicą w srebrnej trumnie, a pod całun włożono dokument sporządzony pismem węzełkowym "kipu", może testament Tupak Amaru, a może wskazówkę, jak dotrzeć do skarbu? Niestety, pomimo szczegółowych badań archeologicznych nie znaleziono ani trumny Uminy, ani skarbu.

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c7/IncaTupacAmaru.gif

Miejsce- Łańcut

Błękitna Dama z Łańcuta

Jest zjawą nie budzącą grozy, a ci, którzy się z nią zetknęli, opowiadają o jej niewątpliwej urodzie i pięknej błękitnej krynolinie. Trudno zresztą się dziwić - wszak za życia była jedną z najwytworniejszych pań polskiego rokoka, słynną sawantką i miłośniczką sztuki. A że od wczesnej młodości ubierała się w błękitne krynoliny, już za życia nazwano ją "Błękitną Markizą".
Izabela z Czartoryskich Lubomirska, żona marszałka wielkiego koronnego Stanisława Lubomirskiego jest tą, której piękny pałac w Łańcucie zawdzięcza swą świetność. Zakochana bez wzajemności w swoim kuzynie królu Auguście Poniatowskim, pocieszała się snując gorliwie polityczne intrygi, kolekcjonując dzieła sztuki i hołdując francuskiej modzie. W testamencie nakazała, by na ostatnią drogę ubrano ją w jedną z błękitnych toalet.
Podobno można zobaczyć ją nieraz jak przechadza się w galerii rzeźby, czy w zamyśleniu patrzy na posąg Amora dłuta Canovy, do którego pozował w dzieciństwie jej ukochany wychowanek książę Henryk Lubomirski. Czasem można spotkać zjawę w dawnym buduarze księżnej marszałkowej, jak spoczywa na sofie. Kiedy ktoś nieoczekiwanie wejdzie do pokoju, zjawa znika w jednej chwili.

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/a/a1/Julia_Potocka.jpg/250px-Julia_Potocka.jpg

Diabeł z Łańcuta


Tak nazywali sąsiedzi Stanisława Stadnickiego starostę zygwulskiego, szlachcica żyjącego w siedemnastym wieku, który swym warcholstwem i nieposłuszeństwem wobec władzy wzbudzał przerażenie i nienawiść swych poddanych, sąsiadów i krewnych.
Zgromadziwszy oddział takich jak on warchołów i okrutników kpił sobie z wyroków sądowych, najeżdżał dobra sąsiadów,palił, grabił, mordował. Urządzano przeciw niemu istne ekspedycje karne, ale Stadnicki w obronnym łańcuckim zamku potrafił wraz z załogą odeprzeć każde oblężenie.
Wreszcie zginął z ręki jednego ze swych kamratów, podobno przekupionego przez rodzinę Zebrzydowskich, którym Stadnicki bardzo dawał się we znaki, pustosząc ich dobra, paląc zbiory i porywając poddanych.
Po śmierci Diabeł Łańcucki nawiedza swe dawne włości jako jeździec w rozwianej opończy na czarnym koniu, galopujący po drodze prowadzącej z pałacu na dworzec, albo w też mniej przerażającej postaci - w stroju siedemnastowiecznego szlachcica - przechadza się po pokojach w najstarszej części pałacu.

Miejsce- Kraków

Czarna Dama z Pałacu Wielopolskich

Najczęściej wymieniane w krakowskich opowieściach o duchach, widmo młodej, pięknej kobiety w czarnej szacie, z długimi czarnymi włosami pojawia się i dziś, choć dawny Pałac Wielopolskich od stu lat z góra został zamieniony na urząd miejski.
Z Czarną Damą wiąże się opowieść zapisana przez biskupa krakowskiego Łętowskiego, który miał słyszeć ją na spowiedzi od jakiegoś stuletniego księdza na łożu śmierci.
Ksiądz ów jako wikary w pierwszym roku po wyświęceniu uczestniczył w dziwnym i przerażającym zdarzeniu. Otóż w burzliwą noc jakiś człowiek w płaszczu z kapturem zastukał w okno wikarówki i poprosił go, aby pojechał z nim do umierającego. Ksiądz wraz z kościelnym wsiedli do karety, której okna były szczelnie zasłonięte. Jechali długo skręcając w coraz to inne ulice, a kiedy konie stanęły, zawiązano im oczy. Na miejscu zdjęto przepaski z ich oczu, ksiądz zobaczył, że znajdują się w bogato urządzonej sali. Za stołem pokrytym czarnym suknem siedział starszy mężczyzna w masce, obok niego młoda zapłakana dziewczyna w czarnej sukni. Mężczyzna kazał wyspowiadać przerażoną dziewczynę i przygotować ją na śmierć. Kiedy ksiądz zaprotestował, mężczyzna zagroził mu ścięciem i wskazał na ukryte w murze drzwi, w których stanął kat w czerwonym płaszczu i kapturze.
Przerażony duchowny wyspowiadał pannę i udzielił jej komunii, a wtedy kat ściął jej głowę. Ksiądz i duchowny byli bliscy omdlenia, więc podano im ku pokrzepieniu wino. Księdzu jednak tak trzęsły się ręce, że rozlał wino, kościelny zaś wypił swój kieliszek do dna. Znów zawiązano im oczy i odwieziono pod wikarówkę. Kościelny jeszcze tej nocy zmarł w męczarniach, ksiądz ciężko pochorował się, wino bowiem było zatrute.
Po latach, kiedy wezwano go do pałacu Wielopolskich, by oddał ostatnią posługę, rozpoznał salę, gdzie odbyła się egzekucja. Historię tę, prawie w niezmienionej wersji powtarza też anonimowy druk Panowie Wielopolscy w Krakowie z początku dziewiętnastego wieku, wyjaśniając, że nieszczęsną pannę spotkał tak straszny los, gdyż pałała występną miłością do pokojowca.
Odtąd na rodzinie Wielopolskich ciążyć miało przekleństwo, zaś w Pałacu pojawiła się Czarna Dama.
W latach międzywojennych, kiedy zaczęto kuć mury dawnego pałacu, w jednej z sal na pierwszym piętrze natrafiono na niszę, gdzie znaleziono szkielet młodej kobiety odzianej w resztki sukni z czarnego aksamitu.

http://www.mediusz.pl/_i/mord_wawel.jpg

Miejsce- Ogrodzieniec

Czarny Pies z Ogrodzieńca

Można go zobaczyć, jeśli wieczorami lub nocą znajdzie się wśród ruin starego gotyckiego zamku w Ogrodzieńcu, wzniesionego ongiś wśród poszarpanych i przedziwne kształty przybierających skał wapiennych Jury Krakowsko - Częstochowskiej.
Pies ten znacznie większy od zwykłego, olbrzymiego nawet psa, ciągnie za sobą długi, brzęczący łańcuch, oczy jego płoną, sierść jest smoliście czarna.
Stara powieść głosi, że tak po wsze czasy pokutuje kasztelan Stanisław Warszycki. Ten okrutny pan tu właśnie, na zewnętrznym dziedzińcu zamku, urządził grotę zwaną "Męczarnią Warszyckiego", gdzie torturowano opornych poddanych. Równie okrutnie poczynał sobie ze służbą, a nawet z domownikami. Podobno i własną żonę skazał na publiczną chłostę.
Widmowy pies strzeże skarbów, które Warszycki przed potopem szwedzkim ukrył w podziemiach zamku. Większość tych bogactw miało by wypłaconych kasztelanowi Męcińskiemu, który ożenił się z jego córką z pierwszego małżeństwa - Barbarą. Jednakże posag nigdy nie dostał się rodzinie Męcińskich. Kiedy po śmierci Warszyckiego rodzina przeszukiwała komnaty, gdzie - jak wydawało się - powinny być skarby, nie odnaleziono ani jednego talara. być może kasztelan obawiając się grabieży zamku przez najeźdźców schował swe skarby głęboko w lochach.
Większa część piwnic wydrążonych w wapiennych skałach pod zamkiem została zresztą wysadzona jeszcze przed oblężeniem, aby zapobiec atakom Szwedów. Może to właśnie kasztelan w postaci czarnego psa pilnuje ukrytych skarbów?

http://images.poszkole.pl/images_content/200901/thumbs300x433/1231170444.jpg

Miejsce- Grodziec

Czerwony upiór z Grodźca

Dawny piastowski zamek Grodziec na Dolnym Śląsku ma swego przerażającego ducha. Jest nim widmowy rycerz zwany Czerwonym Upiorem, którego spotkać można błądzącego po zamkowych komnatach i wewnętrznym dziedzińcu.
Kościotrup w zbroi i w długiej purpurowej opończy straszył już w czasach legnickich piastów, zapiski o tym niesamowitym zjawisku pochodzące z dziewiętnastego wieku zachowały się do dziś. W latach powojennych polscy osadnicy widzieli wyraźnie upiora stojącego na szczycie najwyższej baszty zamkowej.
Trudno z całą pewnością stwierdzić, który z dawnych właścicieli pokazuje się w zamkowych komnatach, gdyż zanim zamek dostał się legnickim Piastom przez wiele dziesiątków lat był gniazdem rycerzy rozbójników. Niejeden z nich poległ w czasie łupieskiej wyprawy, niejeden z wyroku księcia położył głowę pod topór kata na rynku w pobliskim Lwówku Sląskim czy Legnicy.
Z pojawieniem się Czerwonego Upiora wiąże się też piękne średniowieczne podanie o kasztelanie imieniem Jan. Panu temu - bezlitośnie gnębiącego poddanych - ukazał się w czasie uczty Czerwony Upiór, a kasztelan tak bardzo przeraził się, że uwolnił wszystkich więźniów i poświęcił resztę życia na spełnianie dobrych uczynków, posty i modły. Gdy zmarł, rzeźbę przedstawiającą jego głowę wmurowano w ścianę komnaty rycerskiej.
Minęły lata i na Grodźcu zasiadł jego wnuk i imiennik, równie okrutny jak w młodości jego dziad. pewnego dnia sprawował sąd nad poddanymi, którzy nie zapłacili mu daniny. Kiedy jakiegoś biedaka skazał na śmierć głodową, z ust kamiennej głowy posypały się dukaty. Wydarzenie to wstrząsnęło chciwym panem tak bardzo, jak niegdyś pojawienie się Czerwonego Upiora jego dziadem. Uwolnił skazanych i zezwolił swej córce Agnieszce poślubić książęcego drużczynika, a swe dobra przekazał młodej parze.
Trzy wczesnorenesansowe rzeźby głów: młodej kobiety, rycerza w hełmie i starszego mężczyzny z otwartymi ustami przypominają o tym niezwykłym wydarzeniu.

http://www.story.pl/fotka/82/82003_l/upi%C3%B3r+powr%C3%B3ci%C5%82:)....jpg


Miejsce- Nowy Sącz

Nawiedzony dom z Wierchomli

Zagroda ta znajdowała się niegdyś we wsi Wierchomla Wielka koło Piwnicznej i otaczała ją ponura sława miejsca nawiedzonego. Podobno przed wieloma laty, być może jeszcze w ubiegłym wieku, któryś z właścicieli zginął tragicznie czy popełnił samobójstwo. Odtąd w chacie słychać było dziwne stukoty i trzaski, czasem dźwięczały szyby a sprzęty same przesuwały się od ściany do ściany.
Gdy przed dwudziestu laty na przedmieściach Nowego Sącza urządzono park etnograficzny, z czterech regionów Ziemi Sądeckiej przeniesiono tam najstarsze i najbardziej charakterystyczne dla ludowej architektury tych okolic budowle. Wśród nich znalazła się nawiedzona chata z Wierchomli, zakupiona od dotychczasowych właścicieli wraz ze wszystkimi sprzętami. Kiedy w izbach wszystko stanęło już na swoim miejscu, chatę zamknięto na klucz. Gdy po kilku dniach pracownicy skansenu weszli do urządzonego z całą pieczołowitością wnętrza, ze zdziwieniem zobaczyli że większość mebli jest odsunięta od ścian, a niektóre drobne przedmioty leżą porozrzucane w nieładzie na podłodze. W kilka dni potem stróż nocny skansenu obchodząc zabytkową wioskę zobaczył na kamiennych schodkach przed tą właśnie chatą skulony ciemny kształt przypominający zgarbionego człowieka, siedzącego z twarzą ukrytą w dłoniach. Gdy podszedł bliżej, usłyszał jakby stłumiony płacz, kiedy odezwał się - zjawa zniknęła...


Może ktoś pochodzi z jakiegoś wyżej wymienionego miasta i ma jakieś dodatkowe informacje, albo ukazał się komuś jeden z tych duchów?? Pozdr :papa:

diLL
21-04-2009, 18:31
Szczerze powiem nie jestem zbyt "wierzący" w takie rzeczy. No ,ale jak to się mówi wszytko jest możliwe, jak by mi ukazał się taki duch na własne oczy to bym chyba zemdlał :-P lub nic nie gadał i za nie mówił .

KnifeMan
25-04-2009, 00:05
Ja bym udawał że go nie widzę albo że ten duch jest nienormalny..

bornt
25-04-2009, 13:10
A ja bym myślał, że to jest udawane... xd.

MyguS aka tbC*
25-04-2009, 15:33
A ja bym myślał, że ziomkowie sobie ze mnie zbyty robią :-P artykuł bardzo fajny :)